Tagi: Treo

Cztery drogi Vandersteena

Vandersteen Treo

Richard Vandersteen, jak wielu konstruktorów z branży high-end audio, nie jest elektronikiem, inżynierem, profesorem czy naukowcem. Z zawodu mechanik samochodowy, z pasji – twórca kolumn głośnikowych. Na samej górze swojej strony internetowej umieścił dużą flagę Stanów Zjednoczonych. “Country of Manufacture: Made in the USA” można przeczytać przy każdym produkcie.

Właśnie dodano kolejny. Czterodrożny model Treo. Cena tylko sześć tysięcy (licząc w dolarach, do zapłaty w USA). Dla wielu znanych marek z najwyższych półek taka wycena byłaby obrazą, bo high-end audio definiuje się teraz często głównie poprzez ilość zer na metce i popisy designerów. Fornirowana obudowa w kształcie ściętej piramidy, czarny front z maskownicą – wystrój w obecnych czasach raczej skromny i nie przyciągający wzroku przeciętnego audiofila, rozpasanego bogactwem “hajendowego” wzornictwa i fikuśnych dodatków. Od razu widać, że to głośniki bardziej do słuchania, niż do oglądania.

Mniej przeciętny, a bardziej dociekliwy audiofil zwróci uwagę na parę cech, które dla brzmienia są istotne. Po pierwsze – cztery głośniki. Choć nazwa, poprzez skojarzenia z “trójką”, zdaje się zaświadczać o trójdrożności konstrukcji, to jednak drogi są cztery. Podano nawet częstotliwości podziału: 80Hz, 900Hz i 5kHz. Ponieważ, jak dotąd, nie wymyślono przetwornika dynamicznego zdolnego bez zniekształceń przetworzyć całe pasmo, to rozdzielenie go na różne głośniki optymalne dla danego zakresu jest bardzo skutecznym sposobem na minimalizację intermodulacji i innych słyszalnych zakłóceń w czystości dźwięku.

Po drugie – użyto zwrotnic pierwszego rzędu, a głośniki pracują podłączone w tej samej fazie elektrycznej. Takie rozwiązanie daje najlepszą spójność dźwięku, najwierniejsze przetwarzanie impulsów (odwzorowanie ich kształtu) i dodatnio wpływa na wrażenia przestrzenne, związane z lokalizacją instrumentów w przestrzeni.

W zakresie basowym zastosowano system bass-reflex, a układ ruchomy największego (choć raczej skromnego, jak na zestaw czterodrożny), 20-cm głośnika dociążono, by poszerzyć jego pasmo. Zamiar się udał, zestaw przetwarza już od 36Hz. Do napędzenia ciężkiej membrany potrzeba jednak więcej mocy, bez co najmniej 100-watowego (na 6 omach) wzmacniacza nie warto “podchodzić” do poważniejszych odsłuchów. Niedoskonałości tej uniknięto w droższej, półaktywnej wersji kolumny o nazwie Vandersteen Quatro.

W dwóch jednostkach o najmniejszej średnicy użyto chłodzącego ferrofluidu nie bacząc na groźne spojrzenia purystów, od zawsze patrzących wytwórni na ręce, ale też będących znaczącą częścią, jeśli nie filarem klienteli Vandersteena.

Kolumna jest dość ciężka, waży 36kg netto przy “wzroście” 110cm.

Brzmienie
Dźwięk proponowany przez kolumny wyróżnia się klarownością. Wiele detali, wcześniej niesłyszanych, pojawia się w nagraniach. Albo ukazywane są w nieco innej perspektywie. Dotyczy to też tych niechcianych artefaktów pochodzących z niedoskonalości źródeł bądź materiału poddanego kompresji.

Okolice 100Hz to zakres sprawiający wiele problemów dla twórców kolumn. Z jednej strony to centrum niskotonowych fundamentów muzyki, tak ważnych dla ogólnej równowagi tonalnej, z drugiej – każde przerysowanie tego zakresu objawi się nieprzyjemnym dudnieniem. A o taką sytuację łatwo, bo pomieszczenia mieszkalne często miewają, z racji swoich wymiarów, wydatne rezonanse w tym przedziale. “Zapobiegliwi” konstruktorzy bronią się przed tym wycofując nieco okolice 100Hz. Oczywiście, jest to odstępstwo od neutralności – choć zrobione w dobrej wierze. Zabieg może odchudzić dźwięk nadając mu nadmierną lekkość i wydaje się, że Treo do pewnego stopnia zostały poddane tej “terapii”.

Na podkreślenie zasługuje udana próba bardzo niskiego strojenia obudowy z otworem, przez co ogromne przesunięcia fazy związane z tym typem układu nie są aż tak odczuwalne. Niewątpliwie pomogło w tym dociążenie układu drgającego w głośniku subbasowym. Rezonansowy charakter bass-reflexu nie przeszkadza więc aż tak bardzo, a zważywszy na uzyskane w ten sposób rozszerzenie pasma wydaje się, że cel postawiony sobie przez konstruktora został osiągnięty.

Nie oznacza to, że bas wydobywający się z Treo można określić jako naturalny i niepodbarwiony. Ciężka, ale jednak mała, dwudziestocentymetrowa membrana sprzężona z rezonansową ze swej natury rurą układu bass-reflex nie jest w stanie podołać każdemu muzycznemu zadaniu. Bywa, że dźwięk staje się zbyt zaokrąglony, za mało w nim konturu, a za dużo wypełnienia. Poszczególne nuty wydają się nakładać na kolejne – przynajmniej w bardziej rytmicznych fragmentach – i nie każde uderzenie w strunę gitary basowej jest prezentowane z dostateczną dystynkcją i precyzją.

Być może poprzednie akapity nie emanowały jakimś szczególnym entuzjazmem odnośnie cech brzmieniowych Treo. Bas to jednak tylko wycinek całości, na dodatek nie zawsze istotny. Dzieła klawesynistów francuskich, muzyka na flet solo czy partity skrzypcowe Bacha nie ucierpią zanadto na nieidealności reprodukcji poniżej 100Hz, zaś uwypuklą to, co dobrego mają do zaoferowania te kolumny. Na pierwszym miejscu postawiłbym czystość zakresu średniotonowego z towarzyszącym mu brakiem podkolorowań i znakomitą prezentacją sceny. Ta charakterystyka ujawnia się też w nagraniach fortepianowych, w których uderza spójność i dobre oddanie niuansów dynamicznych.

Mimo, że najwyższe tony obsługuje metalowa kopułka, utwardzona jeszcze przez ceramiczną warstwę na powierzchni, słowa “natarczywy” czy “przerysowany” nie przychodzą mi na myśl. Odwołałbym się raczej do dość twardej linii, która opisuje zachodzące zjawiska i wieloplanowości zdarzeń w obszarze sopranów.

vandersteen treo

Wnioski?
Według mnie Treo nie są kolumnami dla każdego. Można je pokochać, ale można też przejść obojętnie. Dużo zależy od kultury muzycznej słuchacza oraz tego, gdzie leży punkt ciężkości jego akustycznych upodobań. Kolumna radzi sobie znakomicie z materiałem dźwiękowym najwyższej jakości – jeśli tylko nie staramy się prosić ją o więcej, niż może zaoferować. Treo to nie nafaszerowany sterydami dres, ale też nie metroseksulany hipster w rurkach. Brzmienie Vandersteenów określiłbym jako kulturalne, wysmakowane, zestawione przez kogoś, kto ma pomysł na ominięcie tych wad, które drażnią wymagającego słuchacza w większości kolumn projektowanych według standardowych, ogólnie znanych kanonów. To, że Richard Vandersteen jest przede wszystkim wielbicielem muzyki, a dopiero potem technikiem słychać bardzo często.

Opis: wolnostojący zestaw głośnikowy czterodrożny, bass-reflex. Dane producenta:
Przetworniki: 25mm kopułka twarda-metalowa z powłoką ceramiczną, 110mm średniotonowy z membraną kompozytową, 165mm niskotonowy z membraną z plecionki, 203mm subniskotonowy z membraną celulozową z włóknami węglowymi. Częstotliwości podziału: 80Hz, 900Hz, 5kHz. Nachylenie zbocz filtrów: 6dB/oktawę. Pasmo przenoszenia: 36Hz–30kHz, ±3dB. Czułość: 85dB/2.83V/m. Impedancja: 6 ohm, ±3 ohm.
Wymiary i waga: 1092mm x 254mm x 381mm. Waga: 36.4kg.
Wykończenie: fornir naturalny.
Cena: 6000 $ /para (USA).
Producent i pochodzenie: Vandersteen Audio, Inc., 116 W. Fourth Street, Hanford, CA 93230. Wyprodukowane w USA. www.vandersteen.com