Kategoria: Marki i twórcy

Firmy znane i mniej znane, artyści, konstruktorzy. Odkrywcy? Efemerydy? Wytyczający nowe drogi? Outsiderzy? Przyjrzyj się sam.

Extraterrestials Sound Analog czyli dźwięk od A do Z

ESA Credo Illuminator

Andrzej Zawada, którego inicjały przemyciłem w tytule, od dziesięcioleci pasjonuje się muzyką i sprzętem audio. Jego firma ESA wypuściła na rynek tuziny modeli kolumn, głównie ze środkowego segmentu rynkowego. Wystawiał regularnie na Audio Show w Warszawie, udzielał wywiadów dla między innymi dla Soundrebels.com, Highfidelity.pl, Audio, Gazety Wyborczej, dowoził kolumny na prezentacje u klientów. Z wykształcenia jest nauczycielem, matematykiem, więc chętnie podnosi do kwadratu i sześcianu swoje kolumny.

M: Działanie musi przydawać się przy liczeniu objętości skrzynek. Z czasem chyba zrezygnowano z kwadratów i sześcianów w nazwach z powodów praktycznych (typografia) na rzecz konwencjonalnych dwójek i trójek.

K: Nie doceniasz stażu firmy – są już czwórki. Ale zapewne Andrzej Zawada bardziej liczył na jeszcze inne działanie – potęgowanie – zakładając firmę w 1996 roku, a właściwie przejmując markę od poznańskiego właściciela. W sumie projekt nieźle wyszedł, w szczytowym okresie rozwoju około 2007 roku ESA produkowała 28 modeli kolumn, w tym serię kina domowego Vivace, i… jeden filtr sieciowy (Silk 221).

M: Pamiętam reklamę ESA w miesięczniku Audio, na której widać było jakąś gazetę z wielkim tytułem “Polish Company ESA Sets New Standards in Speaker Design”. Wiele osób się na to nabrało. Później, w miarę kurczenia się zasięgu marki, Audio zmieniało jej wizerunek z “polskiego giganta, który zawojował rynek przebojem” na “bezkompromisową, ale przystępną cenowo manufakturę”, lepiej pasujący do obecnego profilu nabywców. W ofercie ESA wciąż jest dziewięć modeli, w tym aktywny subwoofer Profondo, o tyle interesująco zbudowany, że ma dwie membrany bierne. Rozwinięcie skrótu będącego nazwą firmy też chyba “przemyciłeś” w tytule?

K: No tu mamy zagadkę – co kryje się pod literami “E” “S” “A”. Nie traktowałbym ich raczej jako aluzji do Europejskiej Agencji Kosmicznej, choć pewności mieć nie mogę. A skoro główny konstruktor ESA, Andrzej Kisiel tego nie wie, co stwierdził w jednym z opisów firmy w Audio, to skąd mógłbym wiedzieć ja?

M: Najwyraźniej pozaziemskie skojarzenia chodzą ci po głowie, sądząc też po tytule wpisu. A może po prostu zapytaj drugiego Andrzeja, na pewno chętnie odpowie. I jeszcze poczęstuje kawą.

K: Pytałem… ale on się chyba wstydzi odpowiedzieć.

M: Andrzej Kisiel projektuje kolumny dla ESY? Kiedyś w Audio były ogłoszenia “Zapraszamy na spotkanie z konstruktorem ESA w Poznaniu”. Przyjechałem, ale ten gość to nie był Andrzej Kisiel, przedstawił się inaczej. Ale mówił bardzo ciekawie, moim zdaniem takie spotkania z projektantami, inżynierami organizowane są za rzadko, mówię nie tylko o ESA, ale w ogóle. Ja bym chętnie posłuchał dlaczego wybrano takie rozwiązanie, a nie inne, jak wygląda procedura oceny jakości dźwięku, na jakich wcześniejszych schematach opiera się idea danego urządzenia itd.

K: ESA jest wynalazcą i właścicielem zaawansowanej technologii PPW. To metoda projektowania zespołu głośnikowego biorąca pod uwagę odbicia fal od podłogi pochodzących z głośnika i bezpośrednich, ich sumowania się i znoszenia. Napisała nawet broszurę wyjaśniającą o co w tym chodzi – jest tutaj.

M: Przeczytałem ten artykuł. Zastanawia mnie tylko czy wzięto pod uwagę odbicia od sufitu? Sufit występuje w większości pomieszczeń, w których jest podłoga. I odbija dźwięki tak samo, a nawet jakby bardziej, bo ludzie rzadko kładą tam dywany.

K: Ja ci tego nie powiem, bo przez ten tekst nie przebrnąłem. Obrazek natomiast widziałem – i sufitu na nim nie ma. Czy skrót PPW ma również nieznane pochodzenie?

Technologia PPW w skrócie


M: Jakbyś doczytał do końca broszurę, to byś wiedział: Przesuń, Pochyl, Wyrównaj. Przesuń głośniki, pochyl ściankę przednią, wyrównaj charakterystyki. Taka filozofia projektowania kolumn w trzech krokach. Nie wygląda na to, by PPW miało zastosowanie w przypadku najnowszych, dipolowych modeli jak Revolution No. 9 czy Red House, które nie dość, że mają niepochylone ścianki to jeszcze promieniują do przodu i do tyłu komplikując sprawę odbić.

K: Komplikując? Powiedziałbym, że podnoszą ją do czwartej potęgi.

M: A propos komplikacji, to ostatnio w firmie dzieje się chyba coś złego. Na audio-pudelku, czyli forum audiostereo.pl jakiś hiszpański klient ESA skarży się, że dostał wadliwe kolumny, potem wymienione na inne – też uszkodzone, nie zwrócono pieniędzy za naprawę, nie dostał faktury i tak dalej…

K: Na tamtym forum to ja czytałem, że Święty Mikołaj nie rozdaje prezenty, a kradnie rowery. Po pijanemu, bo na trzeźwo to handluje używkami dla reniferów.

M: Hiszpan pisze też, że Pickupsound.es wycofał się z tego głównie powodu z dystrybucji kolumn marki ESA w jego kraju.

K: Zapewne to tylko wypadek przy pracy. ESA od zawsze jest jednoosobowa, a każdy może w każdej chwili – odpukać! – np. zachorować, znaleźć się w szpitalu czy przeżyć katastrofę w życiu osobistym. To upośledza sprawność zawodową. A Andrzej Zawada nie jest już młodzikiem.

M: Skoro o upośledzeniach mowa, to sprzedawca (pewien sklep, któremu nie będę robił antyreklamy) zdążył już kurtuazyjnie nazwać tego swojego klienta psycholem. Mam nadzieję, że z czasem sprawa się wyjaśni na korzyść kolegi z Hiszpanii.

K: Najmłodszym dzieckiem firmy jest dipolowy Red House. Ponoć geneza nazwy tkwi w muzyce, a nie w sympatiach politycznych.

M: Andrzej Zawada odnosi go do samochodów Rolls-Royce cytując dane dotyczące mocy – jest ona mianowicie “wystarczająca”. Jak na matematyka to raczej nieprecyzyjne określenie. Albo to taki żart z podopiecznych – sam robi to, na co im nie pozwala.

K: Myślę, że ani żart, ani brak precyzji, tylko bardzo wysokie mniemanie o własnej kolumnie. Może dealerzy RR w Anglii prezentując model Ghost odwołują się do cytatów z katalogu ESA, kto wie? Ale nie ma co drwić, zestaw kosztuje 120 000 zł – do “rolsa” jeszcze sporo brakuje, proporcje są więc zachowane, a inni wytwórcy sprzętu mają o wiele większy “tupet” wyceniając swoje osiągnięcia. A tu komplet głośników pochodzi od Scan-Speaka, w tym trzy 32-cm niskotonowe Revelatory modyfikowane na zlecenie ESA. To ogromny skok – od najpopularniejszego bass-reflexu do skrajności w drugą stronę – dipola.

M: Wcale to nie pierwsza wycieczka tandemu Kisiel – ESA poza obudowy z otworem. Przeciwnie, od lat eksperymentowano. I to nie tylko z obudowami, ale i z ilością dróg, układami przetworników, koncepcją całości. W części niskotonowej Furioso 2 była membrana bierna, w Minotaurze linia transmisyjna. Ćwiczono też układ zamknięty, ale to chyba tylko w ramach AkustyKa. Z kolei Profi Model 01 był zestawem czterodrożnym, i to “zdolnym do wypełnienia najbardziej odpowiedzialnych zadań, na równi z najdroższymi konstrukcjami słynnych firm światowych” (jak, zwyczajowo, ostrożnie go reklamowano – w 2002 roku para kosztowała 60 000 zł). Ciekawość Andrzeja Kisiela – akustyka wodziła ESA na brzmieniowe przygody z mniej lub bardziej doskonałym dźwiękiem przez wszystkie rozwiązania, jakie były w zasięgu praktycznych możliwości firmy.

ESA Revolution No. 9
ESA Neo 3

Wydaje mi się, że Andrzej Zawada jest bardziej wielbicielem muzyki, niż specjalistą od spraw technicznych. Interesuje go dobry dźwięk, a nie szczegóły budowy zwrotnicy czy koncepcje akustyczne (detale konstrukcyjne najpełniej wyjaśnia Andrzej Kisiel przy okazji testów poszczególnych modeli w Audio). To odwrotnie, niż w większości innych jednoosobowych firm domowego stereo, gdzie właściciel jest jednocześnie konstruktorem, czasem wynalazcą lub wizjonerem, a bywa pewnie, że mniej lub bardziej zręcznym kopistą.

M: To widać w nazwach produktów. Same terminy muzyczne.

K: To chyba nic niezwykłego w tej branży.

M: Tak, ale tu nie ma wyjątków – prócz epizodu z Silk 221 i określeń powiązanych z drugim konikiem AZ, matematyką. Poza tym
nazewnictwo zdaje się odzwierciedlać ewolucję gustu muzycznego właściciela marki. Zaczęło się od Ostinato, Basso Continuo – niefortunna dla kolumny nazwa, zmieniona szybko na Continuum – i Trillo. Orbitowaliśmy – trzymam się teraz zaproponowanej przez ciebie kosmicznej terminologii – tak gdzieś wokół baroku. Później był Revolution No. 9 (utwór The Beatles), a obecnie dotarliśmy do Red House (album Hendrixa z 1991 r.). Czy doczekamy modelu Bieber?

K: Oj, naciągasz. Jest przecież Neo, był Minotaur, Meritum…

M: Był też podobno Departed Rearfoot :O


Historia ESA to pasmo sukcesów na polskim rynku. Na firmowej stronie kolumn ESA Minotaur czytaliśmy: “kolumny ESA już od kilku lat są rozpoznawane na polskim rynku jako najbardziej zaawansowane i najambitniejsze propozycje pochodzące z rąk polskich konstruktorów.”

M: Znam ten styl 🙂

Ale tu ESA miała rację, ktokolwiek pisał dla niej ten tekst. Takie właśnie “rozpoznawanie” rozgrywało się w dziale Zespoły głośnikowe miesięcznika Audio. Można powiedzieć, że periodyk był tubą propagandową ESA, której skuteczność polegała na tym, że imitowała obiektywizm w sposób trudny do rozszyfrowania dla nie dość wnikliwych czytelników, no a takich jest przecież większość. W latach 90-tych i na początku nowego stulecia ESA gościła na jego łamach częściej, niż jakakolwiek inna marka “kolumnowa”, zupełnie nieproporcjonalnie do udziału w rynku – i zbierała entuzjastyczne oceny. Nie jest to nic wyjątkowego. Podobne mechanizmy działają w każdym kraju i w każdej branży, gdzie związki między publicystami a przedsiębiorcami są zażyłe, a interesy wspólne – lecz istnieją poza zasięgiem wzroku czytelnika i klienta. To się raczej szybko nie zmieni, bo środowiska te się przenikają i są wzajemnie zależne. Niemiecki TEST , pismo bez reklam oceniające przedmioty codziennego użytku, zaczął wychodzić w 1964, 54 lata temu – i to jest mniej więcej miara naszego opóźnienia cywilizacyjno-społecznego. Poza tym wersji STEREO tego pisma chyba i tak nie ma, więc jego wpływ na rynek hifi jest dosłownie zerowy. Z kolei portal 6moons.com publikuje informacje, z jakich źródeł czerpią dochód ich recenzenci sprzętu. Taka autolustracja. Trudna zresztą do sprawdzenia. Inne wydawnictwa zazwyczaj zbywają temat milczeniem.  

K: Aleś się nastroszył :O To nie sąd ostateczny tylko branża hobbystyczno-rozrywkowa, płacisz – masz, każdy to zna z życia, nad czym tu debatować?

M: Niby tak, tylko jednocześnie “Audio” mówi reklamodawcom, że “AUDIO każdemu daje gwarancję, że nie padnie ofiarą jakiegokolwiek >układu< z innym dystrybutorem. Każdy bowiem wie, że nigdy takiego układu, jakiego sam mógłby się obawiać, nie mógł mieć z AUDIO”. Czyli: “skoro nigdy układu z redaktorem nie miałeś to znaczy, że redaktor z nikim układu nie ma” 😅 Dla tych firm to pieniądze, a te są tyle samo warte w każdej branży.

K: Jakoś pieniądze dystrybutorów mnie nie obchodzą, póki co jestem audiomaniakiem, kasę wydaję na to, co sam uważam za godne wypróbowania. Każdy ze swoją mamoną robi co chce – a wielbiciele hifi to nie idioci, którzy kupią to, co im zareklamują.

M: O, to tak samo, jak wyborcy!

Recenzje zagraniczne kolumn ESA są nieco chłodniejsze. Fin Kari Nevalainen ze wspomnianego 6Moons.com testował Credo 4 w 2009 roku. Był zachwycony solidnością obudów, pozytywnie ocenił tony średnie i wysokie, nie był zaś do końca zadowolony z basu, odbierał go jako zbyt luźny, rozlewający się. Uznał też, że kolor naturalnego forniru jest archaiczny (!?) i on wybrałby czarny albo jasny, a w ogóle to w jego mniemaniu ESA Credo warte są połowę proponowanej ceny (poza Polską model miał kosztować 9600 Euro). Pamiętać trzeba, że na zachodnich rynkach panuje o wiele większa konkurencja, a ESA jest tam postrzegana jako jeden z producentów z byłego bloku wschodniego i na te wyroby patrzy się z mniejszym zaufaniem, niż na markowe produkty.

ESA to ja – Andrzej Zawada

M: Aha… tylko te “markowe produkty” lutują chińskie dzieci w prowincji Guangdong padające z niewyspania.

K: Mówisz o zupełnie innej grupie cenowej.

M: Żebyś się nie zdziwił…

Od początku plan był bardzo ambitny. Zaistnienie w średnim segmencie rynku udać się może tylko wtedy, gdy produkuje się na dużą skalę, a produkcję przenosi do Chin. Na jedno i na drugie ESA nie ma ani ochoty, ani możliwości. Ja się z tego cieszę, bo z ChRL mimo, że też nie mam ochoty, to mam wszystko – od butów po pastę do zębów.

M: Sprzęt też..??

K: A skąd mogę wiedzieć? Na pudełku napisane jedno, a co siedzi w środku to drugie.

M: Kiedyś się temu przyjrzymy. Moim wykrywaczem chińszczyzny. Tanio go kupiłem… zrobiony w Chinach.

ESA Credo 4
Zestaw kina domowego ESA Vivace z 2005

Pocahontas usidlona, czyli dyskretny urok Andrzeja Markówa

Poletko hifi ma szczęście do Andrzejów. Andrzej Kisiel buduje zespoły głośnikowe zgodnie z regułami sztuki i techniki już od większej ilości lat, niż włosów na głowie, Andrzej Zawada jest niemal równie długo właścicielem marki o przekazie zakodowanym w tajemniczym skrócie ESA, wreszcie Andrzej Marków – człowiek, któremu łatwiej zbudować wzmacniacz lampowy, niż zachować milczenie w sprawie swoich miłosnych podbojów wśród chińskich emigrantek w USA. Człowiek, który miał wiedzę i odwagę, by nanieść własne korekty na schemacie Audio Note OnGaku. Podobno Kondo-san, twórca wzmacniacza, gdy mu o tym niezwłocznie doniesiono, nic nie powiedział.

M: Wymowne.

K: Są z resztą różne wersje tej historii. Jedna z nich mówi, że nikt nie miał śmiałości powiadomić mistrza o tym, że Andrzej Marków zna słabe punkty OnGaku. W końcu w Japonii istnieje mocno zakorzeniona tradycja seppuku, nie chciano uderzać w audiolegendę – no i narażać na szwank łańcuch dystrybucji Audio Note.

M: Jak słyszałem, w materiałach, które podobno zdobyte zostały przez proszącego o zachowanie anonimowości VIPa, a później przekazane filii Agencji [—-] z Kobe via Toronto i Zbąszynek przez emerytowanego wice-szefa instytucji, której nazwy nie mogę tu ujawnić pojawia się wątek, który może wskazywać na to, że Markówowi celowo pokazano wersję schematu z błędami licząc na to, że poprawiając go niechcący zdradzi własne rozwiązania prowadzące do doskonałego brzmienia.

K: I w ten sposób przechytrzono lisa…?

M: Nie do końca. Ludzie Kondo do dziś próbują dowiedzieć się, jak dobiera się poliestrowe kondensatory MKSE Miflexu z lat osiemdziesiątych, by brzmiały, jak polipropylenowe SCRy albo Soleny i jak się odwraca proces wysychania elektrolitu w polskich kondensatorach ELWA sprzed 35 lat. Póki co – na próżno. Mimo, że przeniknięcie do warszawskiego centrum dowodzenia Andrzeja M. jest banalnie proste – każdy zainteresowany przyjmowany jest w pracowni, ba – może zapoznać się z prowadzoną od 30 lat księgą gości i ich wpisami, a sam konstruktor generalnie hojnie dzieli się swą wiedzą.

Na kartach tej księgi przewija się cała śmietanka polskiego hifi świata. Wpisał się Cezariusz Andrejczuk – szef Avatar Audio (dawny Graj-end), Filip Kulpa – naczelny Audio Video, jest wpis od krajowego przedstawiciela V Kolumny (Herr Michał Szabielski “z Allenstein, stolicy Warmii i Mazur – Ostpreußen”). Szczególnie jeden wpis daje do myślenia:

Kochany Andrzejku, brzmienie wspaniałe, stwierdza to trochę przygłuchawa

— ciocia Zosia

M: Czy Kondo o tym wie?

K: Niech cię ta ekspresja nie zmyli. Kluczowe sprawy zachowane są w zrozumiałej tajemnicy, a znane publiczności tylko hasłowo. Na przykład:

Moim zdaniem stopień sterujący powinien być mocniejszy, niż stopień wyjściowy wzmacniacza

— Andrzej Marków

M: Czyli jeśli usunąć by ten ostatni stopień, to wzmacniacz miałby więcej mocy, bo pochodziłaby ona z poprzedniego, silniejszego?

K: Nie jestem pewien, czy nadążam za guru, ale wychodziłoby, że tak.

M: To nie prościej byłoby zamienić wejście z wyjściem? Wtedy konsekwentnie każdy stopień byłby słabszy od poprzednika. A wzmacniacz byłby osłabiaczem.

K: Ee… mój mózg tego nie ogarnia, ale jak powiedział Albert Einstein:

Jeżeli nowa idea nie wydaje się na początku niedorzeczna to nie ma dla niej ratunku.

— Albert Einstein

Wzmacniacze Andrzeja Markówa są relatywnie niedrogie. Dlatego w środku miejsce może być tylko na najtańsze elementy z czasów PRL. Andrzej uważa, że brzmią najlepiej.
Przedwzmacniacz Absolutor z 2009 roku. Współczesne Rubycony zastąpiły elektrolity ELWA z epoki Jaruzelskiego, ale swej pozycji wciąż bronią radzieckie oporniki MŁT i kondensatory Miflexu pamiętające kartki na masło. Lampy są jeszcze starsze, ale one są jak wino.

M: Co tam Einstein! Grażynka Sędzimir zaprasza Andrzeja, twórcę “genialnych rozwiązań wzmacniaczy”, w jego urodziny do Paryża. Może to będzie ostatnie tango, ale na pewno nie pierwsze.

K: Myślisz, że czytała pikantne wspomnienia Andrzeja Markówa z igraszek w chinatown?

M: A która kobieta by nie chciała mieć potomstwa z geniuszem? I to takim, który Pocahontas ma na skinienie palcem? Z kolei Dominika dziękuje Andrzejowi za “wspaniałe doznanie”, którego “nie da się wyrazić słowami”, a Marcelina i Aldona…

K: …tylko tych Pokahontasów było już ze trzydzieści!

M: Jest też inne “namiętne doznanie”… tym razem mężczyzny.

K: Hmmm, to trochę komplikuje sprawę. A może przeciwnie… czy Andrzej ma uczniów?

M: Chcesz mnie zdradzić??

K: Już księgę gości mam przygotowaną, ale mi chodzi tylko o Dominikę, Beatę, Bożenę, Mirosławę, Genowefę…

M: …i myślisz, że okulary zerówki i fryz a la Bieber ci pomogą? Spójrz na Andrzeja! Tu liczy się doświadczenie, staż, a Andrzej zaczynał jeszcze w PRL.

K: To ja go nie dogonię, nawet jakbym chciał.

M: To dobrze, że nie chcesz, bo dołączyłbyś do tej nieprzebranej w latach osiemdziesiątych rzeszy Marianów i Zbyszków ze średnim technicznym naprawiających programatory do Jowisza i AGD Predomu. Niektórzy z tych, co do dziś przetrwali prowadzą firmy robiące HIFI. Krzywiąc się niemiłosiernie muszę przyznać, że to jest ta elita, która ma pojęcie o impedancjach, charakterystykach i miliwoltach. Nowi z elektroakustyką nic wspólnego już nie mają – to po prostu próba jakiegoś biznesu po “marketingu i zarządzaniu”, lub “a nóż…” przypadkowego stolarza czy pcimianina górnego, który z akwizytorskiego Sprintera chce szybko przesiąść się do czegoś własnego, ale który o cewkach i triodach wie tyle, co mu Chińczyk powie.

K: No właśnie widzę.

M: Widzisz, jak reklamują przeciętny, chiński sprzęt jako “hi-end”, bo wiedzą, że klient ma zazwyczaj zerowe kompetencje, by ocenić, czy nie robią go w jajo?

K: Nie, widzę jak się krzywisz niemiłosiernie.

Andrzejek pozdrawia ciocię Zosię <3
Wygląda, jak każdy z nas, ale kto wie, czy w tej chwili nie rodzi się w jego głowie kolejna genialna idea?

M: Mój warszawski znajomy, który zna Andrzeja Markówa osobiście powiedział o nim:

To taki Gracjan Roztocki hifi-światka. Na twarzach jednych wywołuje porozumiewawcze uśmiechy, innych bawi, jeszcze inni wzruszają ramionami lub wytykają mu kompletny brak samokrytycyzmu połączony z pewną odmianą ekshibicjonizmu. Jedno nie ulega wątpliwości: Andrzej lepiej buduje lampowce, niż Gracjan śpiewa. Performance Gracjana odtwarzany przez wzmacniacz Pocahontas byłby ucztą dla poszerzającego swe horyzonty zawodowe psychologa.

— uNCLebEN

K: Ale w ogóle wywołuje emocje, czego nie da się powiedzieć o setkach firm bez charakteru, gwiazdkach jednego sezonu. Może dzięki temu – oraz przystępnym cenom – jego linia produkcyjna skompaktowana do wymiarów mniej więcej łazienki w gomułkowskim bloku w ogóle przetrwała tyle dziesiątek lat.

M: Andrzej Marków miał śmielsze plany. Była współpraca z firmą Lampart, był projekt ArtLine, poszukiwania pracy jako szef produkcji. W końcu przygarnął go Wojciech Korpacz, który już od dawna składał mu pisemne hołdy i nie ukrywa, że “pozycja Markówa jako genialnego konstruktora umocniła się przed kilku laty, gdy zaprezentowal wzmacniacz Lorelei”. Nic dziwnego, że opromieniony blaskiem wielkiego umysłu Pan Wojtek zapragnął uszczknąć odrobiny sławy i dla siebie. Wspólnie stworzyli przełomowy dla nich projekt – przedwzmacniacz Absolutor. Wojciech Korpacz zajął się montażem i stroną wizualną przedwzmacniacza. I – chyba – także lingwistyczną, Absolutor to bowiem “preamplifier linear”.

K: Mówisz, że obaj do siebie pasują?

M: Andrzej Marków to, co robi – robi z pasją i przekonaniem. Moim zdaniem problemem nie jest brak zaangażowania lub powagi, ale przywiązanie do sposobu budowy i ogólnie podejścia do urządzeń elektronicznych sprzed czterdziestu lat w lokalnym wydaniu. Na Zachodzie takie stwierdzenie miałoby pozytywny wydźwięk, bo to nawiązanie do czasów, gdy rodzimi, wykwalifikowani montażyści składali z europejskich części elektroniczne cacka, do których świeciły się oczy. Niestety ten okres wyglądał zupełnie inaczej za żelazną kurtyną. W Polsce to czas opakowań zastępczych, odrzutów z eksportu, wyrobów czekoladopodobnych, powszechnej bylejakości i awaryjności wyrobów “bez wkładu dewizowego”. Wzmacniacze Andrzeja Markówa to taka budząca ambiwalentne odczucia mikstura pracowitości, konsekwencji i pasji z chałupniczą siermięgą PRL.

K: Tego typu manufakturom zawsze będą towarzyszyły kontrowersje. A chyba lepszego sposobu na reklamę, niż kontrowersje jeszcze w hi-fi nie wymyślono. A skoro te niby pół-nawiedzone-pół-dziadowskie produkty znajdują nabywców na wolnym rynku to znaczy, że się sprawdziły i warte są swej ceny.

M: Sorki, muszę kończyć, moja suka chce jeść. Gesler! Masz… no masz… pyyyyszneee… to produkt wołowinopodobny… no jedz, Maciuś nic innego nie ma… No ok, jak wolisz głodować…

Psychedeliczne kolory zmierzchu gospodarki centralnie sterowanej.
Poliestrowe kondensatory Miflex z lat 70-tych i 80-tych stosowane, wg Andrzeja Markówa, “w myśliwcach wojskowych i rakietach”, jednak szerzej znane z Altusów i innego sprzętu powszechnego użytku.