Archiwum miesiąca: Październik 2017

Audio Note Ongaku i Ancient Audio w Krakowie

Są urządzenia, które mają specjalny status w audioświecie. Mimo upływu lat, a nawet dekad – nie starzeją się. Powstały od tego czasu wzmacniacze droższe, cięższe, bardziej wyrafinowane, ładniejsze – wielu przymiotników możnaby jeszcze użyć – ale trudno o jednostki bardziej bezkompromisowe i jednocześnie bardziej przełomowe w historii high-endu.

Każdy producent sprzętu marzyłby, by powyższy akapit dotyczył jednego z jego projektów. Japoński Audio Note znalazł wielu naśladowców, ale sukces pierwszego rewolucjonisty trudno jest powtórzyć. Triodowy OnGaku, zbudowany w archaicznej technologii montażu przestrzennego wzmacniacz bez sprzężenia zwrotnego w konfiguracji single-ended w chwili powstania w 1989 roku zbulwersował audiofanów i recenzentów swoją abstrakcyjną, jak na ówczesne warunki, ceną 70 000 dolarów. Pod tym jednym względem szybko pokonano oryginał. Z uzyskaniem lepszej jakości dźwięku było jednak więcej problemów.

Krakowskie Towarzystwo Soniczne
Krakowskie Towarzystwo Soniczne

Związane z witryną highfidelity.pl Krakowskie Towarzystwo Soniczne podczas swojego 108-ego spotkania dało możliwość oceny, czy jedna z takich prób zmierzenia się z “mistrzem” ma szanse powodzenia. Firma Ancient Audio, sama też już zaprawiona w budowie sprzętu lampowego, postawiła sobie jeszcze ambitniejszy cel. Do brzmieniowej rywalizacji wystawiła wzmacniacz Silver Grand Mono, trzykrotnie tańszy (30 000 Euro) od obecnej wartości rywala, choć też z transformatorami wyjściowymi nawiniętymi ręcznie srebrnym drutem. Czy wynik starcia zawodnika wagi koguciej z zawodnikiem wagi półciężkiej musi być przesądzony z góry?

To zależy od składu sędziowskiego. A ten nie był zupełnie bezstronny, bo do jego grona należał Wojciech Szemis, przedstawiciel Audio Note w Polsce, oraz szef Ancient Audio – Jarosław Waszczyszyn.

Dodatkowym utrudnieniem dla jurorów były alkoholowe trunki serwowane przez krakowski sklep, które, w miarę upływu czasu, coraz bardziej zakłócały pokojowy charakter spotkania… halucynacja, hemoglobina, dwutlenek węgla… taka sytuacja. Z przekazanych prasie informacji nie wynika jasno, czy prócz wina i dobiegającego z głośników śpiewu istniały jeszcze jakieś inne czynniki mogące wpłynąć na zdolność koncentracji członków szacownego trybunału.

M: Pod koniec sesji zapewne śpiew dobiegał nie tylko z głośników.

Podczas spotkania dokonano nobilitacji kolumn Sonus Faber Electa Amator – dwudrożnych kolumn podstawkowych, które były jedynymi zestawami głośnikowymi używanymi do odsłuchu.

M: Poważnie? W takim razie myślę, że te napoje były warunkiem koniecznym do usłyszenia jakichkolwiek różnic.

K: …albo różnice były tak duże, że nawet na dwudrożnej kolumience z głośnikiem “basowym” 18 cm były do uchwycenia.

M: Jeśli tak, to chyba wiem, komu najczęściej dolewano do kieliszka.

Ostatecznie gremium nie uzgodniło werdyktu. Poszło chyba o jakość oczka, przez które przeciągany jest srebrny drut zanim nawinięty zostanie na karkas. Przynajmniej w ten sposób tłumaczono przyczynę brzmieniowych rozbieżności.

M: Idę się napić. Mam sok marchwiowy. Przeciskany przez stalowe oczka sokowirówki.

K: Smacznego. Oby nie doszło do sprzężenia zwrotnego.


Audio Note Ongaku


Ancient Audio Silver Mono Grand

Pocahontas usidlona, czyli dyskretny urok Andrzeja Markówa

Poletko hifi ma szczęście do Andrzejów. Andrzej Kisiel buduje zespoły głośnikowe zgodnie z regułami sztuki i techniki już od większej ilości lat, niż włosów na głowie, Andrzej Zawada jest niemal równie długo właścicielem marki o przekazie zakodowanym w tajemniczym skrócie ESA, wreszcie Andrzej Marków – człowiek, któremu łatwiej zbudować wzmacniacz lampowy, niż zachować milczenie w sprawie swoich miłosnych podbojów wśród chińskich emigrantek w USA. Człowiek, który miał wiedzę i odwagę, by nanieść własne korekty na schemacie Audio Note OnGaku. Podobno Kondo-san, twórca wzmacniacza, gdy mu o tym niezwłocznie doniesiono, nic nie powiedział.

M: Wymowne.

K: Są z resztą różne wersje tej historii. Jedna z nich mówi, że nikt nie miał śmiałości powiadomić mistrza o tym, że Andrzej Marków zna słabe punkty OnGaku. W końcu w Japonii istnieje mocno zakorzeniona tradycja seppuku, nie chciano uderzać w audiolegendę – no i narażać na szwank łańcuch dystrybucji Audio Note.

M: Jak słyszałem, w materiałach, które podobno zdobyte zostały przez proszącego o zachowanie anonimowości VIPa, a później przekazane filii Agencji [—-] z Kobe via Toronto i Zbąszynek przez emerytowanego wice-szefa instytucji, której nazwy nie mogę tu ujawnić pojawia się wątek, który może wskazywać na to, że Markówowi celowo pokazano wersję schematu z błędami licząc na to, że poprawiając go niechcący zdradzi własne rozwiązania prowadzące do doskonałego brzmienia.

K: I w ten sposób przechytrzono lisa…?

M: Nie do końca. Ludzie Kondo do dziś próbują dowiedzieć się, jak dobiera się poliestrowe kondensatory MKSE Miflexu z lat osiemdziesiątych, by brzmiały, jak polipropylenowe SCRy albo Soleny i jak się odwraca proces wysychania elektrolitu w polskich kondensatorach ELWA sprzed 35 lat. Póki co – na próżno. Mimo, że przeniknięcie do warszawskiego centrum dowodzenia Andrzeja M. jest banalnie proste – każdy zainteresowany przyjmowany jest w pracowni, ba – może zapoznać się z prowadzoną od 30 lat księgą gości i ich wpisami, a sam konstruktor generalnie hojnie dzieli się swą wiedzą.

Na kartach tej księgi przewija się cała śmietanka polskiego hifi świata. Wpisał się Cezariusz Andrejczuk – szef Avatar Audio (dawny Graj-end), Filip Kulpa – naczelny Audio Video, jest wpis od krajowego przedstawiciela V Kolumny (Herr Michał Szabielski “z Allenstein, stolicy Warmii i Mazur – Ostpreußen”). Szczególnie jeden wpis daje do myślenia:

Kochany Andrzejku, brzmienie wspaniałe, stwierdza to trochę przygłuchawa

— ciocia Zosia

M: Czy Kondo o tym wie?

K: Niech cię ta ekspresja nie zmyli. Kluczowe sprawy zachowane są w zrozumiałej tajemnicy, a znane publiczności tylko hasłowo. Na przykład:

Moim zdaniem stopień sterujący powinien być mocniejszy, niż stopień wyjściowy wzmacniacza

— Andrzej Marków

M: Czyli jeśli usunąć by ten ostatni stopień, to wzmacniacz miałby więcej mocy, bo pochodziłaby ona z poprzedniego, silniejszego?

K: Nie jestem pewien, czy nadążam za guru, ale wychodziłoby, że tak.

M: To nie prościej byłoby zamienić wejście z wyjściem? Wtedy konsekwentnie każdy stopień byłby słabszy od poprzednika. A wzmacniacz byłby osłabiaczem.

K: Ee… mój mózg tego nie ogarnia, ale jak powiedział Albert Einstein:

Jeżeli nowa idea nie wydaje się na początku niedorzeczna to nie ma dla niej ratunku.

— Albert Einstein

Wzmacniacze Andrzeja Markówa są relatywnie niedrogie. Dlatego w środku miejsce może być tylko na najtańsze elementy z czasów PRL. Andrzej uważa, że brzmią najlepiej.
Przedwzmacniacz Absolutor z 2009 roku. Współczesne Rubycony zastąpiły elektrolity ELWA z epoki Jaruzelskiego, ale swej pozycji wciąż bronią radzieckie oporniki MŁT i kondensatory Miflexu pamiętające kartki na masło. Lampy są jeszcze starsze, ale one są jak wino.

M: Co tam Einstein! Grażynka Sędzimir zaprasza Andrzeja, twórcę “genialnych rozwiązań wzmacniaczy”, w jego urodziny do Paryża. Może to będzie ostatnie tango, ale na pewno nie pierwsze.

K: Myślisz, że czytała pikantne wspomnienia Andrzeja Markówa z igraszek w chinatown?

M: A która kobieta by nie chciała mieć potomstwa z geniuszem? I to takim, który Pocahontas ma na skinienie palcem? Z kolei Dominika dziękuje Andrzejowi za “wspaniałe doznanie”, którego “nie da się wyrazić słowami”, a Marcelina i Aldona…

K: …tylko tych Pokahontasów było już ze trzydzieści!

M: Jest też inne “namiętne doznanie”… tym razem mężczyzny.

K: Hmmm, to trochę komplikuje sprawę. A może przeciwnie… czy Andrzej ma uczniów?

M: Chcesz mnie zdradzić??

K: Już księgę gości mam przygotowaną, ale mi chodzi tylko o Dominikę, Beatę, Bożenę, Mirosławę, Genowefę…

M: …i myślisz, że okulary zerówki i fryz a la Bieber ci pomogą? Spójrz na Andrzeja! Tu liczy się doświadczenie, staż, a Andrzej zaczynał jeszcze w PRL.

K: To ja go nie dogonię, nawet jakbym chciał.

M: To dobrze, że nie chcesz, bo dołączyłbyś do tej nieprzebranej w latach osiemdziesiątych rzeszy Marianów i Zbyszków ze średnim technicznym naprawiających programatory do Jowisza i AGD Predomu. Niektórzy z tych, co do dziś przetrwali prowadzą firmy robiące HIFI. Krzywiąc się niemiłosiernie muszę przyznać, że to jest ta elita, która ma pojęcie o impedancjach, charakterystykach i miliwoltach. Nowi z elektroakustyką nic wspólnego już nie mają – to po prostu próba jakiegoś biznesu po “marketingu i zarządzaniu”, lub “a nóż…” przypadkowego stolarza czy pcimianina górnego, który z akwizytorskiego Sprintera chce szybko przesiąść się do czegoś własnego, ale który o cewkach i triodach wie tyle, co mu Chińczyk powie.

K: No właśnie widzę.

M: Widzisz, jak reklamują przeciętny, chiński sprzęt jako “hi-end”, bo wiedzą, że klient ma zazwyczaj zerowe kompetencje, by ocenić, czy nie robią go w jajo?

K: Nie, widzę jak się krzywisz niemiłosiernie.

Andrzejek pozdrawia ciocię Zosię <3
Wygląda, jak każdy z nas, ale kto wie, czy w tej chwili nie rodzi się w jego głowie kolejna genialna idea?

M: Mój warszawski znajomy, który zna Andrzeja Markówa osobiście powiedział o nim:

To taki Gracjan Roztocki hifi-światka. Na twarzach jednych wywołuje porozumiewawcze uśmiechy, innych bawi, jeszcze inni wzruszają ramionami lub wytykają mu kompletny brak samokrytycyzmu połączony z pewną odmianą ekshibicjonizmu. Jedno nie ulega wątpliwości: Andrzej lepiej buduje lampowce, niż Gracjan śpiewa. Performance Gracjana odtwarzany przez wzmacniacz Pocahontas byłby ucztą dla poszerzającego swe horyzonty zawodowe psychologa.

— uNCLebEN

K: Ale w ogóle wywołuje emocje, czego nie da się powiedzieć o setkach firm bez charakteru, gwiazdkach jednego sezonu. Może dzięki temu – oraz przystępnym cenom – jego linia produkcyjna skompaktowana do wymiarów mniej więcej łazienki w gomułkowskim bloku w ogóle przetrwała tyle dziesiątek lat.

M: Andrzej Marków miał śmielsze plany. Była współpraca z firmą Lampart, był projekt ArtLine, poszukiwania pracy jako szef produkcji. W końcu przygarnął go Wojciech Korpacz, który już od dawna składał mu pisemne hołdy i nie ukrywa, że “pozycja Markówa jako genialnego konstruktora umocniła się przed kilku laty, gdy zaprezentowal wzmacniacz Lorelei”. Nic dziwnego, że opromieniony blaskiem wielkiego umysłu Pan Wojtek zapragnął uszczknąć odrobiny sławy i dla siebie. Wspólnie stworzyli przełomowy dla nich projekt – przedwzmacniacz Absolutor. Wojciech Korpacz zajął się montażem i stroną wizualną przedwzmacniacza. I – chyba – także lingwistyczną, Absolutor to bowiem “preamplifier linear”.

K: Mówisz, że obaj do siebie pasują?

M: Andrzej Marków to, co robi – robi z pasją i przekonaniem. Moim zdaniem problemem nie jest brak zaangażowania lub powagi, ale przywiązanie do sposobu budowy i ogólnie podejścia do urządzeń elektronicznych sprzed czterdziestu lat w lokalnym wydaniu. Na Zachodzie takie stwierdzenie miałoby pozytywny wydźwięk, bo to nawiązanie do czasów, gdy rodzimi, wykwalifikowani montażyści składali z europejskich części elektroniczne cacka, do których świeciły się oczy. Niestety ten okres wyglądał zupełnie inaczej za żelazną kurtyną. W Polsce to czas opakowań zastępczych, odrzutów z eksportu, wyrobów czekoladopodobnych, powszechnej bylejakości i awaryjności wyrobów “bez wkładu dewizowego”. Wzmacniacze Andrzeja Markówa to taka budząca ambiwalentne odczucia mikstura pracowitości, konsekwencji i pasji z chałupniczą siermięgą PRL.

K: Tego typu manufakturom zawsze będą towarzyszyły kontrowersje. A chyba lepszego sposobu na reklamę, niż kontrowersje jeszcze w hi-fi nie wymyślono. A skoro te niby pół-nawiedzone-pół-dziadowskie produkty znajdują nabywców na wolnym rynku to znaczy, że się sprawdziły i warte są swej ceny.

M: Sorki, muszę kończyć, moja suka chce jeść. Gesler! Masz… no masz… pyyyyszneee… to produkt wołowinopodobny… no jedz, Maciuś nic innego nie ma… No ok, jak wolisz głodować…

Psychedeliczne kolory zmierzchu gospodarki centralnie sterowanej.
Poliestrowe kondensatory Miflex z lat 70-tych i 80-tych stosowane, wg Andrzeja Markówa, “w myśliwcach wojskowych i rakietach”, jednak szerzej znane z Altusów i innego sprzętu powszechnego użytku.